Historia Mamy
Historia Mamy
Kiedy w 2011 roku braliśmy ślub nie przyszło mi nawet do głowy, że możemy nie mieć dzieci. Jednak lata mijały, a dziecko się nie pojawiało. Wtedy coraz częściej zaczęła przychodzić nam do głowy myśl, aby zaadoptować dziecko.
Jednak do tej decyzji - zwłaszcza ja - musiałam dojrzeć, przepracować w głowie różne obawy, rozważyć za i przeciw.
W końcu zdecydowaliśmy się spróbować i złożyć dokumenty w Ośrodku Adopcyjnym.
Po jakimś czasie nastąpiły spotkania z Paniami z Ośrodka - Panią pedagog i Panią psycholog. Wypełnialiśmy różne testy, potem mieliśmy rozmowy osobiste.
Jako, że z natury raczej nie jestem osobą, która lubi się uzewnętrzniać, nie były to łatwe dla mnie spotkania :) Na szczęście po tych spotkaniach szczęśliwie zostaliśmy zakwalifikowani na szkolenie.
Szkolenie bardzo dobrze wspominam, choć wymagało nieco wysiłku zarówno fizycznego (dojazdy prosto po pracy z Gdyni do Gdańska) jak i emocjonalnego.
Dały mi nie tylko wiedzę, ale i skłoniło do zastanowienia się nad różnymi tematami związanymi z adopcją, także nad moimi oczekiwaniami, możliwościami. Przybliżyło mi też sytuację dzieci, które trafiają do adopcji.
Otrzymaliśmy ostateczną kwalifikację, po której nastąpił telefon z Ośrodka, z którego dowiedzieliśmy się, że do adopcji został zakwalifikowany 9 – letni chłopiec. Panie zapytały się, czy chcemy poznać jego historię. Przed spotkaniem w Ośrodku znaliśmy wyłącznie wiek dziecka i jego imię. Historię chłopca, poznaliśmy w dniu spotkania z pracownikami Ośrodka. Dowiedzieliśmy się m.in. o tym, że niedawno zmarła jego mama zastępcza. Jest więc w nowej rodzinie.
Nie musieliśmy długo się zastanawiać, właściwie od razu jadąc do domu podjęliśmy decyzję, że chcemy poznać Łukasza.
Wkrótce nastąpiło pierwsze spotkanie. Pojechaliśmy do Rodzinnego Domu Dziecka. Byłam zdenerwowana. Jednak wydaje mi się, że Łukasz chyba jeszcze bardziej. Tak szybko układał klocki lego... Zerkał na nas nieśmiało... Już wtedy skradł moje serce...
Po pierwszym spotkaniu nastąpiły kolejne. Jeździliśmy do Łukasza, dwa lub trzy razy w tygodniu. Graliśmy razem w gry, układaliśmy puzzle, klocki, pomagaliśmy w lekcjach. Łukasz był w bardzo fajnym Rodzinnym Domu Dziecka, mieliśmy dużo swobody, mogliśmy uzyskać różne wskazówki dotyczące wychowania. Dostawaliśmy też wsparcie z Ośrodka. Cały czas jednak czekaliśmy z niecierpliwością aż będziemy mogli wziąć Łukasza do naszego domu.
Tęskniłam za takim „normalnym” życiem - robieniem dziecku śniadania, bycia ze sobą 24h na dobę.
W końcu po 3 miesiącach odwiedzin nastał ten dzień!
Nareszcie dostaliśmy zgodę Sądu na zabranie Łukasza do domu! … i w jednej chwili nasze życie się zmieniło diametralnie :) Łukasz jest z nami od 3 miesięcy. Wniósł dużo radości do naszego życia, zapewnia nowe doświadczenia, jak wyprawa na plac zabaw, czy do Loopys Word.
Generalnie chyba nie jestem mocno zaskoczona – trochę podobnie to sobie wyobrażałam. Domyślałam się, że będą fajne chwile ale i trudniejsze, jak np. nieprzespana noc z powodu zatrucia pokarmowego Łukasza, zmaganie się z problemami z czytaniem, które przecież są do nadrobienia.
Niektórych rzeczy nie przewidziałam oczywiście - np. że dziecko jednak bardziej niż zabytkami będzie się interesowało przejeżdżającymi samochodami („Oooo ale bejca! Zobacz mamo ma cztery wydechy!”). Ale to jest fajne, daje nową wartość do naszego życia. Pogłębia je. Już nie jesteśmy tylko małżeństwem, teraz jesteśmy rodziną :).