Nasza Droga do adopcji – Mama

Droga do adopcji

Od kiedy pamiętam, było dla mnie oczywiste, że będę miała kiedyś liczna rodzinę, sama mam troje rodzeństwa i nie wyobrażałam sobie pustego, cichego domu. Wyobrażałam sobie jak krzątam się po kuchni, burczę na bałagan i tulę te moje oseski. Przeszliśmy z mężem wyboistą, jak mniemam większość osób, drogę zanim zdecydowaliśmy się na adopcję. Teraz boje sie myśleć o tym, że moglibyśmy się nigdy z naszymi dziećmi nie spotkać.

Udaliśmy się do ośrodka. Pierwsza rozmowa,  była jak zderzenie z pendolino :) potem  kompletowanie dokumentów… Masa testów, spotkań, rozmów, na których strach było poruszyć brwią :) CIA nie powstydziło by się takiej weryfikacji kandydatów :) Potem upragniony kurs i masa rozterek… Czy aby na pewno uda nam się go ukończyć… Udało się.

Oczekiwania

Czego konkretnie pragniemy? Nigdy tak naprawdę nie koncentrowałam się nad tym jak miałyby wyglądać nasze dzieci, jakie miałyby mieć korzenie, ewentualnie schorzenia -  miały być po prostu nasze... Natomiast czego byśmy nie zaakceptowali? Niełatwo jest określić się w formularzu. Każda wypełniona budka w kwestionariuszu poprzedzona była długimi wieczornymi rozmowami.

Telefon

Tygodnie i miesiące mijały… to były długie 6 miesięcy, tym bardziej, że dochodziły do nas wieści o upragnionych telefonach znajomych z kursu. Gratuluję, trzymam kciuki, ale nie mogę opędzić się od myśli, co żeśmy zrobili nie tak. Dzień jak co dzień w pracy, uwijam się, zlecenia, telefony, dokumentacja, opatrunki… i mąż w poczekalni!!! Zadzwonili!! Dwoje dzieci!! Mąż wygląda jakby popił wiadro energetyku 5 litrowym baniakiem kawy... strach puścić Go w drogę powrotną do domu. Sama pewnie nie wyglądam lepiej :) Szturmujemy sklep dziecięcy, kupujemy misie, kolorowanki i klocki.

Pierwsze spotkanie

Jedziemy. Wszystko teraz nabrało kosmicznego tempa. Zaraz zobaczę dzieci, które będę doglądać w nocy, tulić, uczyć świata, o które będę drżała, które zawojują nasze serca. Nie wierzcie reklamom, żaden antyperspirant nie podoła tym emocjom :) Czekamy na podwórzu na ławeczce, podjeżdża samochód, wyskakuje z niego mała Księżniczka z dwoma skaczącymi kitkami i bardzo wystraszone maleństwo, które gdyby mogło to zwinęło by się w kłębuszek. Czuje się jak słoń w składzie porcelany... powolutku dzięki dyskretnej pomocy Pań z POA zabawa sie rozkręca. Czas mija zdecydowanie za szybko, ale już jesteśmy spokojniejsi i wiemy, że od teraz te dwa Maleństwa będą naszym pępkiem świata :)

Powierzenie pieczy

Tak długo czekaliśmy na ten dzień, a jednak jesteśmy zdziwieni, że to już!!! Możemy zabrać nasze Maluchy do domu. Dostajemy kartony z dokumentami, pamiątkami, kilka ulubionych zabawek… Staramy się nie emanować przejęciem, ale czuć w powietrzu podniosłą atmosferę. Spojrzenie niespełna czteroletniej Córki jest jednoznaczne, widać w nim, że najchętniej sama odpaliłaby auto i popędziła autostradą do domu. Natomiast Synek jeszcze cieszy się chwilą. Niedługo potem jesteśmy na miejscu, w domu, takim jaki sobie wymarzyłam.

Rodzina

Jak to jest możliwe, że nie znaliśmy się wcześniej, bo mam wrażenie, że znamy się od zawsze.  Jesteśmy razem już rok i trudno mi sobie przypomnieć jak żyliśmy zanim zostaliśmy rodzicami.  Teraz krzątam się po kuchni, burczę na bałagan i tulę te moje oseski.

Weryfikacja rodzicielstwa

Bycie rodzicem jest równoznaczne z byciem superbohaterem dnia codziennego i nic nie jest w stanie przygotować nas do tej roli. Uwierzcie mi to trzeci wymiar. Wcielamy się w pogromcę  szwu na skarpetce, włoska w kąpieli czy muchy w pokoju. Stajemy się pasażerami kolejki w lunaparku… momentami trochę strach, emocji bywa pod sufit, ale wysiadamy z niebywałym zastrzykiem endorfin.            

Trzymam kciuki za każdego z osobna, za to by Wasz czas oczekiwania nie był czasem straconym... czytajcie, miejcie oczy szeroko otwarte i szyjcie peleryny :)

Skontaktuj się z nami