Drogi czytelniku

Jak każdy przyszły rodzic miotasz się z wątpliwościami, pytaniami, obawami. I słusznie, bo adopcja nie jest przedsięwzięciem, które można zaplanować od A do Z. Nie jest też rozwiązaniem dla każdego. Spokojnie, jeśli Twoja wyobraźnia pozwala Ci zobaczyć się w takiej nowej rzeczywistości - to jest więcej niż pewne, że się uda. Jeśli masz wrażenie, że pracownicy POA nieustannie chcą Cię zniechęcić do adopcji - to w gruncie rzeczy masz rację. My - rodzice adopcyjni, już wiemy, że to ważne, bo tam mają zostać ci, którzy wiedzą czego chcą.
Każda para na naszych szkoleniach miała zupełnie inną strategię na rodzicielstwo, a tym samym inne obawy. Jedni chcieli noworodka, bo to wszak tabula rasa - najbardziej naturalnie. Super - tylko kiedy będzie dobry moment, aby powiedzieć dziecku... Drudzy chcieli rodzeństwo, tylko czy sobie poradzą. A może starsze dziecko będzie zabawiać młodsze? - będzie więcej oddechu … :-) Tak, każdy na swój sposób kalkuluje i trzeba to powiedzieć jasno - to nic złego, ważne, aby widzieć jak to ma funkcjonować w przyszłości.

Są również tacy, którzy decydują się na dziecko nieco starsze (TO MY). Przedział wiekowy od roku do lat pięciu (sześciu). Każdy wybór ma swoje "zalety i wady". Dziecko starsze, niejednokrotnie doświadczone przez los, ale świadome swojego położenia i już długo czeka na rodziców. Jak łatwo się domyślić - liczyliśmy raczej na dolną część widełek, ale stało się dokładnie odwrotnie. I dobrze ... :-) ! 

Pierwsza wątpliwość to oczywiście telefon z Ośrodka, bo co wtedy, bo jak - przecież my jeszcze nie gotowi... :-) Tak, pewnie nie będziecie gotowi (choć na to czekacie), ale razem z paniką przychodzi spokój. Już nie czekasz - stało się, wskakujesz do pociągu.... Nagle okazuje się, że przecież 6-latek zupełnie sprawnie rozmawia, pyta, ma swoje zdanie... i znów panika .... - spokojnie. To taki przedziwny wiek, w którym dziecko z grubsza wie skąd się biorą dzieci, a jednocześnie chowa wyrwane mleczaki dla Wróżki Zębuszki.

Trudno opisać pierwsze spotkanie. Każdy może mieć inne doświadczenia, odczucia - ma do tego prawo. My mieliśmy to szczęście, że od razu wiedzieliśmy, że to nasz Synek. Tak po prostu. On tam na nas czekał. Świadomość bycia obserwowanym przez opiekuna dziecka i pracownika ośrodka była raczej stresująca, ale tylko w wyobraźni. W praktyce wyglądało to mniej więcej tak: „dobra, chyba działa - nic nie ruszamy, nas tu nie ma". Było naprawdę super J Oczywiście gonitwa myśli cały czas, bo jak tu to wszystko poskładać , wyjaśnić.  

„Chodź TATA, tam w ogrodzie są dobre maliny, o zobacz - zerwiemy MAMIE kwiatka” – nie, nie jesteśmy już dwa miesiące dalej…to dopiero drugie spotkanie. SZOK!!! - czy to mi się nie przesłyszało? Nie J , role już zostały rozdane - bez tłumaczenia. Dziecko prowadzi.

W naszym wyobrażeniu, dziecko po przejściach powinno być raczej zahukane, nieśmiałe, uległe. Nic bardziej mylnego. Zamiast prowadzić Synka za rączkę na plac zabaw, Synek sprowadził wszystkie dzieci na ogród. To przedziwne doświadczenie, kiedy po kilku dniach bycia rodzicem, zauważasz jak obce dzieci z sąsiedztwa tarabanią się z Twoją nową gitarą po ogrodzie J 

Poznawanie całej rodziny? Jak to zaaranżować ? W ogóle. Nasz Synek wyszedł z założenia, że przecież oczywistym jest, że MAMA i TATA mają SYNKA. Oto jestem! – „co tu macie ciekawego?, gdzie się mogę pobawić ?” 

Miesiąc miodowy... J To nie mit. Kiedy już myślisz jakim cudem Cię to ominęło, gdy już witasz się z gąską, nagle okazuje się, że Twoje dziecko ma jednak charakter! Przecież wiadomym jest, że Synek potrzebuje niani, animatora czasu wolnego, a nie tyrana, który będzie go uczył literek. Żeby tylko w domu - do zerówki posłali... no tego już za wiele!

Procedury sądowe rozciągnęły się tak nieszczęśliwie, że nasz Synek w jednym miesiącu zmienił miejsce zamieszkania, kolegów i trafił do zerówki. Zaczął się dym i niesubordynacja. Hasło „nierespektowanie zasad i umów” stało się naszym chlebem powszednim...

Oczywiście nie była to sytuacja 0/1. Nasz Synek w jednym tygodniu potrafił być uroczym, bezproblemowym dzieckiem i małym despotą demolującym pokój, bo i tak ucieknie. Jakby problemów było mało - pojawił się COVID. Siłą rzeczy dzieci zamknięto w domach i zaczął się chyba najtrudniejszy okres, bo tej sinusoidy zachowań nie dało się ani rozchodzić , ani przemilczeć. 

Wrzesień, dzieci wróciły do szkoły, każdy znalazł trochę oddechu - jest lepiej. Jest śmiech, jest płacz, jest „nierespektowanie zasad i umów”, ale Synek wraca do DOMU. Już wie, że to jego DOM, już wie, że nikt go nie odda. Już wie jakie są zasady - nie takie jak chce, ale się stara - bardzo.

Smutno i groźnie się zrobiło.... to nie do końca tak. Mamy trochę trudności - to prawda, ale nie zmienia to faktu, że jesteśmy RODZINĄ. Stukamy się rogami niczym poznańskie koziołki, aby każdy znał swoje miejsce w „stadzie”, ale bardzo się kochamy. Są dni kiedy ta miłość jest trudna, ale są też takie, które dają prawdziwą satysfakcję i spełnienie w roli rodziców.

Kwestia jawności adopcji - z racji wieku wytłumaczyliśmy Synkowi bardzo konkretnie jakie są kroki prawne, abyśmy mogli zostać rodziną. Zaakceptował to, był z nami na sprawie w sądzie i jest dumny, że ma nowe nazwisko. To jest zupełnie naturalne, a nie wstydliwa sprawa, o której należy szybko zapomnieć .

----------------------------------------------------------------------------------------

Czy jesteśmy zadowoleni ? / Czy to była dobra decyzja?  TAK

Czy dziecko sprawia problemy?   TAK

Czy mogliśmy „trafić” lepsze dziecko?  NIE  (to nasz Syn - od pierwszego dnia!)

Czy spełniamy się jako rodzice ?   TAK

Rada dla potencjalnych rodziców:  ekspresowe macierzyństwo  (od „zanieś mnie do łóżka, przytul, daj buziaka” do „dobra idźmy już do tej szkoły”)  w ROK

Jeśli się boisz - próbuj bo warto/jeśli się wahasz - nie brnij w to.

Skontaktuj się z nami