Takie normalne życie...

Historia adopcji naszego Olka O tym, że jest dla nas dziecko dowiedzieliśmy się 19.05.15 Pamiętam doskonale ten dzień i słowa, które wypowiedział pracownik Ośrodka. Jednocześnie byłam tak podekscytowana i zaskoczona, że z trudem liczyłam ile dziecko ma miesięcy. Chcieliśmy pierwotnie jak najmłodsze, ale po szkoleniu i rozmowach z pracownikami uznaliśmy że jesteśmy gotowi na przyjęcie również starszego. Dlatego, gdy pracownik podał, że dziecko urodziło się w kilka miesięcy wcześniej z emocji nie byłam w stanie policzyć w jakim jest wieku. Jak na złość tego dnia mój mąż miał od rana do wieczora spotkania w pracy i nie odbierał telefonu ode mnie. Dowiedziała się już więc prawie cała moja rodzina a Kuba dopiero o 17.30 gdy w końcu odczytał wiadomości :). Informację na temat Olka i jego stanu zdrowia przyjęliśmy w różny sposób. Kuba z uczuciami zwątpienia i niepewności a ja z kolei popadłam w stan pod tytułem „on jest mój!!!”. Po burzliwej dyskusji uzgodniliśmy jednak, że pojedziemy na pierwszą wizytę bez deklarowania się, że zobaczymy jak będzie na miejscu. Pierwsza wizyta rozwiała wszelkie wątpliwości. Kuba i ja od pierwszego spojrzenia poczuliśmy, że Olek jest naszym dzieckiem. Nigdy nie zapomnimy tego momentu. Kolejne wizyty tylko utwierdzały nas w decyzji i było tez tak, że ciężko było nam zostawiać go w rodzinie zastępczej. Rozpoczęliśmy przygotowania do przyjęcia go do domu. U mnie pojawił się nieokiełznany syndrom „wicia gniazda” – na gwałt kupowałam, zbierałam rzeczy od znajomych pomimo, że wszyscy uspokajali nas że jeszcze mamy czas zanim Olek pojawi się w domu. Decyzja o powierzeniu pieczy była jednak bardzo szybko i w dniu kiedy jechaliśmy po Olka ekipa remontowa kończyła prace w jego przyszłym pokoju . Pierwsze dni kiedy Olek był z nami nie do końca pamiętam. Wydawało mi się że panuję nad sytuacją ale to był dla nas, dla mnie szok. Potrafiłam np. płakać rzewnymi łzami gdy jechałam na 1,5 godziny do miasta kupić niezbędne rzeczy bo czułam że go „zostawiam”. Budziłam się w nocy, żeby sprawdzić czy oddycha. Kiedy dostał katar po tygodniu pobytu u nas uznałam, że jestem wyrodną matkę a Ośrodek popełnił błąd powierzając go nam. Olek miał niespełna 6 miesięcy więc trudno mi powiedzieć, jak ta zmiana była dla niego. Nie płakał, spał też w miarę dobrze. Mieliśmy tylko wrażenie, że cały czas bacznie nas obserwuje. Nie mieliśmy żadnych doświadczeń w wychowaniu małego dziecka. Wszystko było dla nas nowe. Przez kilka tygodni żyliśmy na ogromnej adrenalinie. Olek jest wcześniakiem i miał zdiagnozowane wzmożone napięcie mięśniowe. Pierwsze miesiące spędziliśmy na wizytach u lekarzy i diagnozie neurologicznej. Równolegle rozpoczęliśmy rehabilitację Olka metodą Woyty. Wymagało to od nas w pierwszych miesiącach naszej pracy z Olkiem – od 5, do 3 w końcu 2 razy dziennie. Było to dla nas wyczerpujące fizycznie, ale głównie emocjonalnie bo Olek za każdym razem płakał w niebogłosy a my balansowaliśmy na granicy – pomagamy mu (z głowy) vs. robimy mu krzywdę (w emocjach). Robił jednak postępy więc się zawzięliśmy. Równocześnie jeździłam z nim na regularne wizyty do rehabilitantki dopóki nie zaczął pewnie chodzić. Gdy skończyliśmy rehabilitację miał rok i trzy miesiące. To oczywiście banał, że wraz z pojawieniem się Olka całe nasze życie się zmieniło, ale tak było. Z jednej strony oboje czujemy, że wraz z pojawieniem się naszego dziecka poczuliśmy taki prawdziwy sens życia, tego czym jest rodzina, więcej jest w naszym życiu radości, śmiechu, zatrzymania na tym co tu i teraz. Z drugiej strony nieprzespane noce, poczucie odpowiedzialności a właściwie ciężar tej odpowiedzialności. Sytuacje gdy Olek coś na nas wymusza, jak każde normalne dziecko a my odpuszczamy zamiast wykazać się konsekwencją. Czasem złość i zmęczenie. Pozostaje też wiele pytań na przyszłość. Jak będzie się rozwijał? Czy będzie zdrowy? Nadal otwarta jest kwestia co będzie jak zacznie pytać o swoje pochodzenie. Oczywiście chcemy mówić o adopcji otwarcie od początku, ale jak zrobić to dobrze, jakie będą jego reakcje, pytania? Na ten moment wkroczyliśmy w nowy etap. Ja po roku macierzyńskiego wróciłam do pracy, jeszcze przez dwa miesiące na zmniejszony etat. Udało się nam również znaleźć opiekunkę, którą Olek zdaje się lubi i akceptuje :). Po pracy spędzamy czas razem. Takie normalne życie…

Skontaktuj się z nami